niedziela, 31 sierpnia 2014

Black Crowes - Warpaint

Piąta rano... Siedzę na dworcu PKP i po długiej podróży czekam na przesiadkę...
W słuchawkach przeleciało kilka płyt...
Teraz Black Crowes "Warpaint". Owszem, wcześniej też słuchałem tej płyty, ale jakoś mniej uważnie. Teraz już mogę coś więcej napisać o tym albumie.
Hmmm... Czy na pewno mogę? Black Crowes to trochę nietypowy zespół. W sumie słabo ich znam, ale jedno jest pewne - nie da się ich łatwo zaszufladkować. Cały czas myślałem, że obracają się w dźwiękach podobnych do Bon Jovi, Motley Crue, itp. A tu okazuje się, że jest jednak inaczej...
"Warpaint" to powrót do korzeni amerykańskiego rocka. Mocno podszyty bluesem i w ogóle nie brzmi wcale współcześnie... I to, wbrew pozorom, największy atut tej płyty.
Słucha się tego w odpowiednich warunkach naprawdę bardzo dobrze!
Jednocześnie czuć, że muzycy naprawdę dobrze bawili się przy nagrywaniu tej płyty. Luz i zabawa. Jedyny minus - brak przebojów... Ale to chyba dobrze - jako całość płyta broni się znakomicie...
Jeśli ktoś chce konkretnych porównań to całość brzmi jak AC/DC (z Bonem Scottem) grające bluesa bez domieszki metalowych riffów... Oczywiście nie wszystkie kawałki, ale momentami miałem takie skojarzenia...