środa, 20 lipca 2011

Kurza stopka...

Gdy pierwszy raz usłyszałem o Chickenfoot zacząłem się zastanawiać czy Sammy Hagar, Michael Anthony, Chad Smith i Joe Satriani będą w stanie się dogadać i razem stworzyć coś ciekawego? Czy te megagwiazdy i weterani rocka potrafią działać w zespole nie starając się za wszelką cenę wybić na pierwszy plan? Szczególnie moje obawy dotyczyły Strianiego. Szanuję jego twórczość, jednak za często na jego albumach czuję obecność tylko i wyłącznie gitarowego mistrzostwa, a brakuje emocji i ducha rocka.
Na szczęście moje obawy okazały się płonne. Panowie doskonale wiedzą, że nie muszą ani światu, ani samym sobie udowadniać ile są warci i że można świetnie bawić się tworząc muzykę bez nadmiernego efekciarstwa i "gwiazdorzenia".
"Chickenfoot" - taki jest tytuł pierwszego wspólnego albumu, to solidna dawka sympatycznego amerykańskiego hard rocka. Wszystko tutaj jest na swoim miejscy, wszystko współgra ze sobą perfekcyjnie. Nie ma tu utworów, które pretendują do miana megaprzeboju, czy też mają aspiracje stania się klasykami. To naprawdę fajna płyta do posłuchania przy prowadzaniu samochodu, malowaniu mieszkania, czy np. myciu okien, w czym właśnie dzisiaj bardzo mi pomogła :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz